Uczeni polscy dokonali rzeczy
wprost niewiarygodnej – jako jedyna grupa zawodowa na świecie przekonali
pracodawcę, że jeśli o nich chodzi, uświęcony związek pomiędzy pracą a płacą może
nie istnieć(*). Na większości państwowych uczelni, wykazując w tym zdumiewającą
gorliwość, zwiększyli w minionym okresie liczbę studentów o 300-400 procent bez
wzrostu realnego uposażenia i przy nieproporcjonalnie niskim wzroście
zatrudnienia. Uczelniani stachanowcy nie mogli oczywiście dokonać tego bez znaczącego obniżenia jakości kształcenia, ale to pikuś w porównaniu z efektem
propagandowym całego przedsięwzięcia. Pochwałom ze strony Komisji Europejskiej
nie było końca.
Obecnie gremia uczonych funkcyjnych,
rezydująca w MNiSW szlachta, oraz ich zausznicy pracują nad znacznie
ambitniejszym projektem. Jeśli się uda, wprowadzą w zdumienie nie tylko Europę,
ale i cały świat. Polega on na zupełnie beznakładowym wzroście produkcji
naukowej. Jak wiadomo, plan taki przeprowadzić można tylko w kraju, którego
elita naukowa zupełnie zatraciła instynkt samozachowawczy, czyli w Polsce.
Nie było by zresztą o czym mówić,
gdyby nie to, że pokręcona wyobraźnia sterników polskiej nauki każe im sądzić,
iż ilościowy wzrost produkcji powinien być ponadto powiązany ze wzrostem jakościowym. Czyli
dwa w jednym, a do tego za darmo. Propaganda, jaką uprawiają, skołowała do tego
stopnia całą resztę następców Kopernika, że wbrew elementarnemu rozsądkowi znów
ruszyli do wyścigu. Jak kraj długi i szeroki, rady wydziałów i instytutów prześcigają
się w zaostrzaniu wymagań stawianych doktorantom i habilitantom, którzy – jak
wiadomo – stanowią mięsko armatnie na froncie walki o kategorie i
ministerialne dotacje. Jednostki naukowe, w których do niedawna wystarczyło
kilka doniesień z krajowych konferencji by zostać profesorem, żądają od
doktorantów osiągnięć, jakich ich belwederscy pomazańcy wcześniejszego rzutu
nie potrafili wygenerować przez całe życie. Wymagania w stosunku do
habilitantów są oczywiście znacznie bardziej wyszukane, i to nie tylko ze
względu na wyższość tego dostojnego stopnia: zdenerwowany doktorant może zawsze
wybrać inną (lepszą) drogę życia, bo jest młody i skłonny do ryzyka, a
habilitant raczej już nie. Wszystko to dzieje się w imię utrzymania lub podwyższenia
tzw. kategorii jednostki, za czym mają iść jakieś fundusze, co jest w chwili
obecnej jedynie bezczelnym kłamstwem(**).
Życie społeczne, a w szczególności
naukowe w naszym kraju najwyraźniej próbuje zaprzeczyć prawom uznawanym gdzie
indziej za podstawowe. Na przykład dość powszechnie uważa się, że nie ma samonapędzającej
się maszyny, czyli perpetuum mobile. Przebudowywana przez Panią Minister i jej
majstrów machina polskiej nauki ma jednak pracować właśnie na tej zasadzie. Wszystkim
tym, którzy wątpią, iż samonapędzający się mechanizm naukowy zostanie kiedyś przez
MNiSW skonstruowany odpowiem, że też wątpię. Może jednak ministerialny geniusz
próbuje zupełnie innej, do bólu nowatorskiej konstrukcji, nie tyle
samonapędzającej się co samozapędzającej. Nikt nie dowiódł, że jest ona
niemożliwa. Samozapędzenie (podobnie jak samouwielbienie) z całą pewnością zasilane
jest energią psychiczną, o której źródłach i przepływach, jak wiadomo, nic nie
wiadomo.
(*)
Kodeks etyczny Polskiej Akademii Nauk (2001):
1.12. Pracownik nauki nie uzależnia jakości swej pracy od wynagrodzenia ......
(**)
Dotacja statutowa jest dzielona na podstawie algorytmu będącego załącznikiem do rozporządzenia ministra nauki.…. . Co prawda uwzględnia on kategorię naukową, jednak największy wpływ na wysokość finansowania ma wymiar dotacji z lat poprzednich. W rezultacie przyznana kategoria ma marginalne znaczenie.
1.12. Pracownik nauki nie uzależnia jakości swej pracy od wynagrodzenia ......
(**)
Dotacja statutowa jest dzielona na podstawie algorytmu będącego załącznikiem do rozporządzenia ministra nauki.…. . Co prawda uwzględnia on kategorię naukową, jednak największy wpływ na wysokość finansowania ma wymiar dotacji z lat poprzednich. W rezultacie przyznana kategoria ma marginalne znaczenie.
Pani minister w swojej stanowczej odpowiedzi na te oczywiste kalumnie potwierdza, że największy wpływ na wysokość
finansowania ma wymiar dotacji z lat poprzednich. Następnie zaś, używając
rozumu, stwierdza:
„Nie
zmienia to faktu, że jednoznacznie premiowane są jednostki posiadające wyższe
kategorie.”
A przecież właśnie o to wszystkim chodziło, no
nie ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz